reklama
reklama

Ojcowie chcą się angażować. Gubią się jednak wśród sprzecznych wymagań [ROZMOWA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Archwium Sz. Wytykowski

Ojcowie chcą się angażować. Gubią się jednak wśród sprzecznych wymagań [ROZMOWA] - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
3
zdjęć

Żeby budować dobre relacje, ojciec musi być obecny od pierwszych chwil życia dziecka - mówi Szymon Wytykowski, ojciec siedmiorga dzieci. | foto Archwium Sz. Wytykowski

reklama
Udostępnij na:
Facebook
Rozmaitości Oczekiwania wobec relacji rodzinnych zmieniły się. Przywiązujemy większą wagę do głębokich więzi i chcemy być bardziej zaangażowani. Mężczyźni sami zauważyli, że podział na tradycyjne role, w którym kobieta opiekuje się domem i dziećmi, nie jest sprawiedliwy – mówi Szymon Wytykowski, ojciec siedmiorga dzieci, członek zarządu Związku Dużych Rodzin Trzy Plus.
reklama

Jest Pan ojcem siedmiorga dzieci. Ile lat ma najstarsze, a ile najmłodsze?

Najstarsza córka ma 25, a najmłodsza 12 lat.

Czym różnią się Pana relacje z obiema?

Stara prawda głosi, że małe dzieci to mały kłopot, a duże dzieci  - duży kłopot. Zarówno problemy, jak i wzajemne zaufanie są zupełnie inne. Młodsze dzieci są zapatrzone w rodziców, starsze w pewnym momencie szukają autorytetów na zewnątrz, a przede wszystkim – budują własne zdanie i oceny. Można wejść z nimi w konstruktywny dialog. Podejście zmienia się więc obustronnie.

Czy na przestrzeni lat podejście ojców do wychowywania dzieci zmieniło się?

Gdy chodziłem z moimi najmłodszymi dziećmi na plac zabaw, przeważnie byłem tam jedynym ojcem. Obecnie taki widok jest raczej powszechny, zwłaszcza w większych miastach. Dziś rola ojca nie sprowadza się tylko na nauki jazdy na rowerze. Ojciec spędza z dziećmi więcej czasu niż kiedyś.

Coraz częściej zamiast mówić o macierzyństwie, mówimy szerzej o rodzicielstwie. Co takiego się stało, że ojcowie zaczęli bardziej się angażować? Jak ich rola się zmienia?

Kiedyś życie dużo więcej od nas – zarówno matek i ojców – wymagało. Praca była trudniejsza, bardziej fizyczna i męcząca, mniej zautomatyzowana. Rodzice mieli mniej czasu dla dzieci. Obecnie żyje się zdecydowanie wygodniej. Mamy dostęp do wielu ułatwień w pracy zawodowej, domowej, a także opiece nad dziećmi. A to daje więcej czasu wolnego, który spędzamy z rodziną. Inną przyczyną jest zmiana oczekiwań wobec relacji rodzinnych. Przywiązujemy większą wagę do głębokich więzi. Zależy nam na budowaniu bliskich relacji i przyjaznego otoczenia, chcemy być bardziej zaangażowani.

Czy większe zaangażowanie ojców nie wynika z tego, że kobiety zaczęły się go domagać, głośno mówiąc o trudach macierzyństwa?

To również ma wpływ. Mężczyźni sami zauważyli, że podział na tradycyjne role, w którym kobieta opiekuje się domem i dziećmi, nie jest sprawiedliwy. Zwłaszcza, gdy pracuje również zawodowo. Wraca z pracy o tej samej porze co mąż i ma jeszcze drugą pracę w domu. Kobiety słusznie upomniały się o sprawiedliwość. Świat dynamicznie się zmienia, więc i role społeczne czy funkcjonowanie rodziny ulegają zmianie.

A jednak nadal tylko jeden procent ojców bierze urlop rodzicielski, który oboje rodzice mogą współdzielić lub wykorzystywać zamiennie.

Urlop rodzicielski wykorzystuje się zaraz po macierzyńskim, czyli wtedy, gdy dziecko jest bardzo małe. Uważam, że wtedy nikt nie zastąpi mu matki i bliskości z nią. Nie ma lepszej opieki. Zawsze porównuję rodzinę do drużyny piłkarskiej, w której każdy ma predyspozycje do określonej roli. Napastnik nie będzie dobrym bramkarzem. A ojciec nie nakarmi piersią dziecka. Oczywiście, musimy się w rodzinie uzupełniać i szukać ról, w których się sprawdzamy. Pewnie znajdą się zadania, które nie będą odpowiadać obojgu rodzicom, ale wtedy muszą się jakoś dogadać i podzielić. Zakładam, że są rodziny, w których to ojciec opiekuje się malutkim dzieckiem, a matka wraca do pracy, ale nie spodziewam się tutaj rewolucji. Taka możliwość powinna jednak istnieć.  

Ojcowie mogą robić z dziećmi dokładnie to samo, co matki. By jeszcze lepiej to umożliwić i zachęcić ich oraz pracodawców, unijna dyrektywa work-life balance wprowadziła dziewięć tygodni urlopu rodzicielskiego wyłącznie dla ojców.

Myślę, że tych dziewięć tygodni ma pomóc mamie w powrocie do pracy. To czas na przemodelowanie funkcjonowania rodziny. Z własnych doświadczeń mogę jednak powiedzieć, że rok z dzieckiem w domu to bardzo mało. Ono cały czas potrzebuje jeszcze dużo bliskości i nauki świata w bezpiecznych ramionach. Nam z żoną udało się to długo, głównie dlatego że mamy dużo dzieci. Uważamy, że to, iż żona mogła pracować z dziećmi w domu, było dla ich dobra. O zakresie pracy i zadań przy dzieciach nie decyduje jednak ich liczba, a przede wszystkim – wiek. Według badań, najwięcej zaangażowania wymagają do szóstego roku życia. Jednak niezależnie od tego, czy tata bierze urlop rodzicielski, opieka nie powinna całkowicie spadać na barki matki. Żeby budować dobre relacje z dziećmi, ojciec musi być obecny od pierwszych chwil ich życia. I nie znikać z niego.

Jak ułożyli sobie Państwo życie rodzinne z siedmiorgiem dzieci? Jaką Pan ma rolę w tej drużynie?

Gdy dzieci były małe, żona zajmowała się codzienną, często niezauważaną i niedocenianą pracą typu gotowanie, sprzątanie, ubieranie. A ja wracałem z pracy i zaczynałem zabawę lub zabierałem dzieci na spacer. W ich oczach ja byłem od szalonych zabaw, a mama od szarej codzienności. Taka ocena nie była sprawiedliwa. Moim codziennym zadaniem była praca zawodowa. Domową nadrabiałem w weekendy. Wspólnie z dziećmi robiłem np. duże zakupy. Mieliśmy przy tym własny, wypracowany system. Bo duże rodziny nie tworzą problemów, tylko rozwiązania. Chodzi o to, że w obliczu wielu obowiązków mnożonych przez liczbę osób, rozwiązania wdrażane przez duże rodziny muszą być idealnie dopasowane. Nie ma miejsca na błędy. Przykład? W rodzinie z dwójką dzieci tydzień przerwy od prasowania prawdopodobnie da się nadrobić w jeden dzień. W dużej rodzinie jeden dzień wolny od prasowania nadrabia się w tydzień. Nasze schematy działań są bardzo praktyczne i muszą się sprawdzać.

Mieli Państwo plan działania na każdy dzień czy raczej działali spontanicznie?

Wszystko wychodziło spontanicznie. Żona od zawsze powtarzała, że w dużej rodzinie można zaplanować tylko jedną rzecz – że plany się nie sprawdzają. Pewien harmonogram dnia istniał, ale bardzo zmienny. Trzeba było zachować  ogromną elastyczność, zależną także od humorów i kondycji dzieci w danym momencie.

Co dla Pana było i nadal jest najtrudniejsze w wychowaniu dzieci?

Najtrudniejsze jest odnalezienie się w pędzie i zmianach współczesnego świata. Rola ojców zmieniła się na przestrzeni pokoleń i nie do końca wiemy, co mamy robić. Musimy na nowo odkrywać ojcostwo. Otoczenie nam nie pomaga, bo wysyła sprzeczne sygnały i oczekiwania. Wiele razy nie wiedziałem, jak mam w danej sytuacji postąpić, czy robię coś dobrze, jak zostanę odebrany.

Presja społeczna na rodziców jest ogromna. 

Tak i to z wielu stron, często sprzeczna. Inne sygnały i oczekiwania przekazuje nam pokolenie dzisiejszych dziadków, inne mają wobec nas kobiety, a jeszcze inne np. koledzy. Stawia się przed nami sprzeczne wymagania. Odnalezienie się w tym jest trudne.

Jak Pan sobie z tym radzi?

Doszedłem do momentu takiej presji, że musiałem się od niej uwolnić. Przestałem więc przejmować się opiniami innych ludzi i zacząłem szukać własnej drogi. To były jeszcze czasy przed rozkwitem social mediów, więc było mi łatwiej. Ponadto przestałem bać się popełniania błędów. Skoro przetrwaliśmy kilka tysięcy pokoleń, natura wyposażyła nas w możliwie najlepsze narzędzia rodzicielskie. Trzeba z nich czerpać.

Co dla Pana jest najważniejsze w roli ojca?

Branie odpowiedzialności za rodzinę. Tworzymy rodzinę razem z żoną, ale nie możemy przerzucać się odpowiedzialnością, bo wtedy nikt jej tak naprawdę na siebie nie bierze. A mężczyzna – z lenistwa – będzie pierwszym, który uchyli się od odpowiedzialności, jeśli będzie miał taką możliwość. Nawet nieświadomie. Ja zdecydowałem się nie uchylać. W trudnych czy nawet kryzysowych sytuacjach jestem „przywódcą stada”.

Przytoczy Pan jakiś przykład?

Kiedyś polecieliśmy całą rodziną do Dublina i mieliśmy problem z dotarciem z lotniska do celu. To ja rozdysponowałem zadania i zarządzałem kolejnymi krokami. Żona później powiedziała, że dzięki temu czuła się bardzo bezpiecznie.  Kiedyś trafiłem na ciekawe badania dotyczące wpływu zaangażowania ojców na podatność dziecka na ryzykowne zachowania. Według nich zagrożenie dziecka wychowywanego tylko przez matkę wynosi ok 30 proc., a w przypadku dziecka żyjącego w pełnej rodzinie, tyle że z dysfunkcyjnym ojcem (patologicznym lub całkowicie wycofanym z procesu wychowania), zagrożenie jest dwa razy większe. Natomiast gdy ojciec się angażuje i buduje więzi, dzieci lepiej radzą sobie z bieżącymi problemami i zdecydowanie rzadziej podejmują zachowania ryzykowne. Te różnice pokazują, jak ważną jest rola ojca w życiu dziecka.

WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Artykuł pochodzi z portalu portalplock.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy