Od górniczego kasku po pióro i walizkę
Życie potrafi zaskakiwać, a najlepszym dowodem na to jest historia Alicji Pelczar, emerytowanej inżynier z Kopalni Węgla Brunatnego Bełchatów. Zawsze pasjonowały ją podróże. Po latach pracy odkryła nową pasję: pisarstwo.Pani Alicja przez niemal cztery dekady, od 1976 roku była związana z Kopalnią Węgla Brunatnego Bełchatów. Pracowała tam, jako inżynier elektryk na różnych stanowiskach.
– Nie była to łatwa praca – mówi Alicja Pelczar. – Praca w kopalni była pełna wyzwań, ale dawała mi ogromną satysfakcję.
Była pierwszą kobietą sztygarem zmianowym w Kopalni Bełchatów, później sztygarem oddziałowym a na koniec inspektorem BHP.
Przełom i nowa droga
Gdy w 2003 roku nadszedł czas emerytury wiedziała, że nie zamierza spędzić jej w fotelu. Wspólnie z mężem kontynuowali eksplorację świata. Dużo podróżowali z dziećmi jeszcze w czasach PRL- u. To były niesamowite doświadczenia. Po przeobrażeniach ustrojowych, kiedy świat stanął otworem to wspólnie z mężem wyruszyli na podbój Europy, a później dalej świata. Odwiedzili: Francję Włochy, Tunezję, Cypr, Hiszpanię, Portugalię, Egipt, Izrael, Jordanię, Meksyk, Indie, Chiny, Turcję i Japonię.Wspólne podróże przerwała śmierć męża. Jednak czas wyleczył rany i pani Alicja ponownie pakowała walizki. Tym razem zdecydowała się na: Zjednoczone Emiraty Arabskie, Kubę, Rejs po Morzu Śródziemnym, Grecję, Peru, Boliwię, Uzbekistan, Słowenię, Kanadę, Bałkany. Kraje, które zafascynowały ją najbardziej to Chiny, Peru i Uzbekistan.
– Podróże otworzyły przede mną zupełnie nowy świat. Zapragnęłam zwiedzić wszystkie cuda świata nowożytnego. Każdy zakątek świata ma coś do zaoferowania. Czasami to krajobraz, ludzie, ciekawe zabytki albo smaki lokalnych potraw – opowiada z uśmiechem.
Podróże jako źródło inspiracji
Zawsze lubiła czytać książki, ale gdy jej dziennik podróży zaczął znacznie zwiększać objętość, a zdjęcia przestały mieścić się w albumach, pomyślała o książce.
– Pierwszą książką, którą wydałam były reportaże „Moje podróże od PRL do dziś”. Napisałam ją na podstawie skrupulatnie prowadzonych dzienników z odbytych podróży. To forma reportażu, przewodnika i przede wszystkim moje wspomnienia – mówi.
Kolejną pozycją była powieść obyczajowa „Kaprysy życia”, która ukazała się w 2021 roku, a trzy lata później „Meandry życia”.
Pani Alicja jest autorką trzech książek, studentką Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Bełchatowie, podróżniczką, mamą dwójki dzieci i babcią czwórki wnucząt i jednego prawnuka. Podczas spotkań autorskich dzieli się swoimi pasjami i zachęca innych do realizowania marzeń, niezależnie od wieku.
- Emerytura to nie koniec drogi, ale początek nowego rozdziału. Warto spróbować czegoś nowego, odkrywać siebie na nowo – podsumowuje.
Pasja odkryta na emeryturze
Po niemal 40 latach pracy w Kopalni Węgla Brunatnego Bełchatów, swoje życie na emeryturze poświęcił rozwijaniu pasji, która otworzyła przed nim nowe możliwości i przyniosła mu lokalne uznanie. Andrzej Berłowski dokumentuje piękno Bełchatowa i okolic, tworząc fotografie, które podkreślają urok codzienności i wyjątkowość lokalnych krajobrazów.W czasach, gdy kopalnia dopiero się rozwijała (powstała w 1975 roku), pracownia plastyczna była niewielką jednostką, a jej działalność obejmowała różnorodne zadania – od tworzenia szyldów, tabliczek informacyjnych, dekoracji po projekty zaproszeń na różne uroczystości kopalniane, takie jak karczmy piwne czy akademie. Tym właśnie zajmował się Andrzej Berłowski, który w maju 1975 roku rozpoczął swoją karierę zawodową w Dziale Administracyjno-Gospodarczym, w pracowni plastycznej.
– Praca w kopalni dawała mi ogromną satysfakcję. Była też świadkiem przemian Bełchatowa – z małego miasteczka przeobraziło się w kilkudziesięciotysięczne miasto – wspomina pan Andrzej.
Od internetowych postów po prestiżowe wyróżnienia
Po przejściu na emeryturę w 2012 roku, Andrzej Berłowski postanowił wykorzystać wolny czas na realizację swojego długo odkładanego marzenia – fotografii.
– Fotografia zawsze mnie interesowała, ale dopiero na emeryturze mogłem się jej w pełni poświęcić –mówi.
Pasja ta szybko pochłonęła pana Andrzeja. Zaczął dokumentować piękno Bełchatowa i okolic, tworząc fotografie, które podkreślają urok codzienności i wyjątkowość lokalnych krajobrazów. Swoje zdjęcia publikował na Facebooku, a rosnące zainteresowanie sprawiło, że jego profil zyskał 4800 fanów z całego świata.
Popularność na Facebooku otworzyła przed nim nowe możliwości. Jego zdjęcia znalazły się w oficjalnym kalendarzu Urzędu Miasta Bełchatowa, były wystawiane w lokalnych galeriach, a także trafiły na wystawy w Myślenicach. W 2020 roku pan Andrzej zdobył tytuł Osobowość Roku w kategorii „Kultura” w powiecie bełchatowskim. To wyróżnienie było wyrazem uznania dla jego talentu i zaangażowania w promowanie lokalnej kultury i przyrody.
Jednym z największych komplementów dla pana Andrzeja była opinia reżysera Jerzego Antczaka, który zauważył, że jego fotografie przypominają kadry z filmów.
– Takie słowa od mistrza to dla mnie ogromna inspiracja i motywacja do dalszego działania – przyznaje.
fot. Andrzej Berłowski
Życie z pasją
Dla pana Andrzeja emerytura nie jest czasem stagnacji, lecz okazją do odkrywania nowych ścieżek. Jak sam mówi, kluczem do szczęścia jest praca, która daje satysfakcję, a także hobby, które pozwala wypełnić wolny czas. Dzięki fotografii pan Andrzej nie tylko odnajduje radość w codzienności, ale także dzieli się pięknem swojego regionu z ludźmi z całego świata.
Rockandrollowe serce podróżnika
Leopold Czarnecki, emerytowany geolog, który przez wiele lat pracował w Kopalni Węgla Brunatnego Bełchatów, nawet na emeryturze nie zwalnia tempa. Większość swojego życia spędził na odtwarzaniu dawnej historii rejonu złóż węgla, a dziś realizuje marzenie o podróżach po całym świecie.
– W przeciwieństwie do mego brata, który wybrał ogólniak, chciałem mieć zawód, więc skończyłem technikum o specjalności geologia – wspomina Leopold Czarnecki. Studia na Uniwersytecie Wrocławskim też ukończył na tym kierunku. – Pracę magisterską pisałem o złożu Kopalni Bełchatów. W 1981 roku rozpocząłem pracę w kopalni jako geolog.
Z kopalni na szlak
Praca w kopalni węgla brunatnego to odpowiedzialna profesja, szczególnie dla geologa. Leopold Czarnecki przez dekady zajmował się analizą budowy geologicznej złoża, pod kątem zapewnienia bezpieczeństwa eksploatacji.
– Praca pozwoliła mi rozwinąć pasję do eksploracji. W kopalni nauczyłem się, że świat pod ziemią jest tak samo fascynujący jak ten na jej powierzchni – przekonuje.
Już w 2012 roku wyruszył w swoją pierwszą daleką podróż, odwiedzając Tajlandię, Wietnam i Kambodżę.
Od tamtej pory zwiedził kilkadziesiąt krajów na wszystkich kontynentach, a jego paszport jest pełen pieczątek z odległych zakątków globu.
Podróże na kanale
Każda podróż jest dla niego nie tylko okazją do poznania nowej kultury, ale też eksploracji geologicznej – niezmiennie szuka śladów historii ziemi i dzieli się swoimi odkryciami na kanale YouTube (http://www.youtube.com/@LeopoldCzarnecki).
– Na kanale zamieszczam filmy podróżnicze z wypraw także pod kątem ciekawostek geologicznych, filmy wspinaczkowe moich przejść dróg typu via ferraty, szczególnie te w moich ukochanych Dolomitach – wymienia. Ferratuję do dziś, bo to fantastyczne uczucie stać na pionowej ścianie 200 czy 300-metrowej na stopniu o szerokości 5 czy 10 cm.
Na kanale znajdziemy także ulubione rockowe koncerty i relacje z meczów piłkarskich – pan Leopold kibicuje drużynie piłkarskiej Manchester United.
Jeszcze The Rolling Stones
Podróże to niejedyna pasja Leopolda Czarneckiego. W sercu emerytowanego geologa od zawsze gra muzyka. Jego ulubionym zespołem jest Rolling Stones, Jethro Tull, a ze współczesnych kapel Metallica, a rock’n’roll towarzyszył mu od młodości. (Pierwsza płyta kupiona to vinyl – 1968 r. Czerwone Gitary). Niezapomnianie koncerty to Monster of Rock, Chorzów 1991r – Queensrÿche, Metallica i AC/DC. W planach ma jeszcze koncert The Rolling Stones.Historia Leopolda Czarneckiego to opowieść o człowieku, który łączy miłość do geologii, muzyki i podróży, tworząc niezwykłą opowieść o spełnianiu marzeń. Sam podkreśla, że klucz do szczęścia to realizacja swoich marzeń. W 2021 przeszedł na emeryturę.
- Na emeryturze nie można po prostu przestać żyć. Trzeba mieć plan, pasję i chęć do działania. Życie to przygoda, a świat jest ogromny. Wciąż jest tyle do odkrycia - mówi Leopold Czarnecki.
Dawniej aktywny zawodowo, dziś aktywny emeryt!
Tadeusz Kaczarewski przez niemal pół wieku zawodowo związany z Kopalnią Turów, od 6 już lat cieszy się zasłużoną emeryturą. Przeszedł wszystkie szczeble kariery zawodowej, od technika-stażysty aż po zastępcę Dyrektora ds. Technicznych. Dzisiaj, kiedy już „nic nie musi, a wszystko może”, oddaje się temu, na co nieustannie brakowało czasu wcześniej.Pracę w KWB Turów rozpoczął w 1971 roku, tuż po ukończeniu Technikum Górniczego w Zgorzelcu, jako technik stażysta. Wkrótce jednak otrzymał powołanie do zasadniczej służby wojskowej. Tam nauczył się obowiązkowości, szacunku do przełożonych oraz działania zespołowego, zdobył także dodatkowy zawód, kierowcy-mechanika. Po zakończeniu służby wrócił do kopalni i w krótkim czasie został operatorem koparek podstawowych, w tzw. ruchu ciągłym.
Podnoszenie kwalifikacji i doświadczenie drogą do awansu
– Pamiętam, jak jeden z moich kolegów z technikum – nieżyjący już Staszek Gawdziakowski – zapytał: co my tutaj, Tadziu, będziemy dalej robić? Zostaniemy do emerytury operatorami, a w najlepszym przypadku sztygarami zmianowymi? W 1984 roku ukończyłem studia inżynierskie na AGH w Krakowie i… awansowałem na sztygara zmianowego – opowiada.
Plany zawodowe przerywa choroba
Doskonale pamięta zimę na przełomie lat 1984/85. Był wówczas sztygarem zmianowym na oddziale gg-1. Temperatura w nocy spadała nawet do około -30°C.
– Jako pracownik dozoru musiałem być razem z ludźmi na dole, na pierwszej linii wydobycia. Po kilku takich „nockach” znalazłem się w szpitalu z ostrym zapaleniem mięśnia sercowego, mając według lekarza 50% szans na przeżycie. Po długiej rekonwalescencji powróciłem do pracy, ale już jako technolog robót górniczych, odkrywkowych i zwałowania nadkładu. Stosowane wówczas metody i narzędzia obliczeniowe były mocno przestarzałe i składały się z suwaków logarytmicznych, komptometrów mechanicznych, prostych kalkulatorów elektronicznych i planimetrów – opowiada. – W 1986 roku razem z Donatem Milkowskim i Andrzejem Szwarnowskim zaproponowaliśmy zastosowanie do obliczeń inżynierskich w Turowie mikrokomputerów, które były już coraz bardziej dostępne. Kopalnia zakupiła dwa pierwsze mikrokomputery Schneider CPC 6128, które tak naprawdę były bardzo nowoczesnymi edytorami tekstów, ale miały także arkusze kalkulacyjne i możliwości programowania algorytmów matematycznych. Spośród moich dokonań zawodowych najwięcej satysfakcji przyniosło mi jednak wdrożenie w 1993 r. w Turowie techniki GPS.
Nadchodzi czas zasłużonego odpoczynku
Na emeryturę przeszedł w 2018 roku. Jego pasją stała się najnowsza historia Polski w kontekście bardzo ciekawych, choć niekiedy tragicznych losów przodków pana Tadeusza. Jego dziadek był żołnierzem Legionów i uczestnikiem wojny z Bolszewikami w 1920 roku, rozstrzelanym w Zbrodni Katyńskiej. Babcia i mama przeżyły gehennę 6-letniej zsyłki na Sybir. Interesujące były także przeżycia wojenne ojca.
– Chciałbym opracować i przekazać potomnym ich historię. Lubię również majsterkować i udoskonalać mieszkanie. No i oczywiście staram się uprawiać wędrówki, zwłaszcza piesze nad morzem i w moich ukochanych Górach Izerskich i Karkonoszach, co pozwala mi zachować niezły stan zdrowia i pogodę ducha – dodaje.